Rinjani, Lombok - Relacja z wyprawy na wulkan - Dzień pierwszy
Jestem na wyspach Gili i cały czas spoglądam na oddaloną o zaledwie kilka kilometrów wyspę Lombok. Wyspa ta sprawia wrażenie niesamowicie ciekawej, nie tylko ze względu na górzyste tereny, które codziennie podziwiam o zachodzie słońca, ale przede wszystkim ze względu na drugi co do wielkości szczyt w Indonezji. Mowa tu oczywiście o wulkanie Rinjani. Odkąd o nim usłyszałam to wiedziałam, że nie może mnie tam zabraknąć, tym bardziej, że wulkan jest dla mnie prawie jak na wyciągnięcie ręki. Jest tylko jeden problem. Patrzę na te góry i codziennie widzę, że są całkowicie skąpane w deszczu i co najgorsze w burzy.
Nie ważne czy pada czy nie, zostało mi zaledwie kilka dni, maksymalnie tydzień zanim szlak będzie zamknięty na dobre ze względu na porę deszczową. Decyzja jest po części głupia, po części oczywista, brzmi 'wchodzę w to' i o godzinie 07.30 dnia następnego jestem już na łódce z Gili Air do Bangsal, niewielkiej wioski portowej na północy Lomboku. W Bangsal spotykam się z przemiłym kierowcą, który zabiera mnie do Senaru, wioski w której mam rozpocząć trekking. Podróż autem trwa 1,5h a ja w między czasie zachwycam się dzikością Lomboku i przygotowuję się psychicznie do 3 dniowej wyprawy. Prawda jest taka, że totalnie nie wiem jeszcze na co się piszę.