Bukit Lawang - Orangutany z Sumatry - Dzień 1
Indonezję miałam już dawno w planach, lecz na Sumatrę (największą wyspę Indonezji) pojechałam głównie dla orangutanów. Marzyłam o tym, by zobaczyć te ciekawe stworzenia w ich naturalnym środowisku a fakt, że istnieją tylko dwa takie miejsca na świecie (Sumatra i Borneo) sprawił, że poczułam wyzwanie.
|
Moją przygodę z Indonezją zaczynam w Medanie - ogromnym, zapyziałym mieście na Sumatrze, z którego próbuję się dostać do Bukit Lawang i już na początku napotykam problemy. Lonley Planet podpowiada
mi, że podróż lokalnym autobusem na trasie Medan - Bukit Lawang powinna kosztować 20.000 rupii (ok. 5zł / listopad 2014). I owszem, taka cena obowiązuje lokalnych, ale autor
Lonley Planet nie raczył nawet sprawdzić ile będzie musiał zapłacić za ten sam
przejazd turysta!
Słyszę pierwszą cenę 140.000 rupii (ok. 40zł) i mimo, że mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że to rozbój w biały dzień, to grzecznie dziękuję i mówię, że idę poszukać autobusu za 20.000 rupii (ok. 5zł). Zaczynam błąkać się po dworcu lecz dobrze wiem, że innego autobusu nie ma. Tak jak przypuszczałam kierowca zaczyna iść za mną i nagle cena zaczyna spadać. Tym razem, specjalnie dla mnie, cena wyjątkowo niska, tylko 120.000 rupii (ok. 35zł) ... a więc ja dalej szukam "mojego" autobusu za 5zł. Po 40 minutach chodzenia za mną po dworcu i wywierania presji, że autobus musi już odjeżdżać a czeka tylko na mnie, cena stanęła na 35.000 rupii (ok. 9zł). Jestem usatysfakcjonowana, że aż o tyle udało mi się zbić pierwotną cenę.
Podróż trwa 3 godziny a droga czasami jest a czasami jej nie ma, zależy na którym odcinku trasy się znajdujemy, ale jedziemy - na moje szczęście, bez awarii. Autobus, a raczej bus teoretycznie przewiduje 12 miejsc siedzących natomiast my zatrzymujemy się w każdej wiosce zabierając coraz to większą liczbę podróżnych. Jest nas już około dwudziestu paru w busie, większość to dziewczynki wracające ze szkół do swoich domów. Chłopcy nie zmieścili się do środka więc jadą na dachu. Jest ich co najmniej dziesiątka i bez względu na miejsce siedzące w czy poza środkiem transportu, wszyscy płacą za przejazd tą samą kwotę ... no może wszyscy oprócz mnie. :)
Autobus, po trzech upalnych godzinach zatrzymuje się na stacji nieopodal Bukit Lawang. Jestem prawie na miejscu, ponieważ do wioski mam jeszcze kawałek. Z trudem udaje mi się wydostać z dworca obfitującego w taksówkarzy, którzy koniecznie chcą mnie podwieźć "bo przecież to za daleko by iść". Nie dojdę - twierdzą. Całe szczęście, że się uparłam, że idę na piechotę bo po 20 minutach wolnego spaceru jestem już na miejscu.
Kolejno znajduję lokum - skromny, niezbyt czysty pokój na skraju dżungli za 50.000 rupii (ok. 15 zł / 2 os. / listopad 2014). Jest moskitiera, moja magiczna ochrona przed komarami, karaluchami i pająkami. Muszę jeszcze znaleźć kogoś doświadczonego, kto mnie jutro po tej dżungli oprowadzi i to będzie już wszystko, czego mi do szczęścia potrzeba.
Rozmawiam z rzekomym prezesem stowarzyszenia przewodników w Bukit Lawang (zapewne każdy jest tam prezesem jak chce Ci coś sprzedać, więc nie podniecała bym się żadnym z prezentowanych Ci tytułów). Ma on wydrukowany cennik i chce mnie zachęcić do skorzystania z jego usług. Patrzę na broszurę i łapię się za głowę! Licencjonowani przewodnicy (o ile są w ogóle licencjonowani) życzą sobie 35€ (listopad 2014) od osoby za dzień trekkingu. Owszem, w cenie zawarty jest wstęp do parku, pozwolenie na korzystanie z aparatu fotograficznego, przewodnik oraz lunch ale cena i tak jest dla mnie jak z kosmosu. Mimo zapewnień prezesa, że taniej przewodnika nie znajdę, upieram się, że zanim się zdecyduję to wybadam jeszcze inne miejsca w wiosce.
Ku mojemu zdziwieniu wszyscy licencjonowani przewodnicy życzą sobie 35€ i nawet nie chcą się targować. Po godzinie poszukiwań jestem zrezygnowana i robię się głodna więc idę coś zjeść. W barze, w którym postanawiam coś zjeść spotykam przypadkowo (przypadkowo?!) owego prezesa. Ponownie namawia mnie na skorzystanie z jego oferty lecz ja grzecznie mówię, że to dość drogo i nie bardzo mnie na to stać. Prawda jest taka, że nawet jeśli mnie na to stać to cena 150zł jest dla mnie, zwykłego backpackera z Polski, po prostu za wysoka, a przecież nie ma nawet gwarancji, że ja te orangutany zobaczę. Gawędzimy jeszcze jakieś 15 min. i udaje mi się zbić cenę do 20€ (ok. 85zł). W dalszym ciągu jest to dużo jak za taką wycieczkę, ale jestem zadowolona, więc decyduję się na zakup.
Słyszę pierwszą cenę 140.000 rupii (ok. 40zł) i mimo, że mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że to rozbój w biały dzień, to grzecznie dziękuję i mówię, że idę poszukać autobusu za 20.000 rupii (ok. 5zł). Zaczynam błąkać się po dworcu lecz dobrze wiem, że innego autobusu nie ma. Tak jak przypuszczałam kierowca zaczyna iść za mną i nagle cena zaczyna spadać. Tym razem, specjalnie dla mnie, cena wyjątkowo niska, tylko 120.000 rupii (ok. 35zł) ... a więc ja dalej szukam "mojego" autobusu za 5zł. Po 40 minutach chodzenia za mną po dworcu i wywierania presji, że autobus musi już odjeżdżać a czeka tylko na mnie, cena stanęła na 35.000 rupii (ok. 9zł). Jestem usatysfakcjonowana, że aż o tyle udało mi się zbić pierwotną cenę.
Podróż trwa 3 godziny a droga czasami jest a czasami jej nie ma, zależy na którym odcinku trasy się znajdujemy, ale jedziemy - na moje szczęście, bez awarii. Autobus, a raczej bus teoretycznie przewiduje 12 miejsc siedzących natomiast my zatrzymujemy się w każdej wiosce zabierając coraz to większą liczbę podróżnych. Jest nas już około dwudziestu paru w busie, większość to dziewczynki wracające ze szkół do swoich domów. Chłopcy nie zmieścili się do środka więc jadą na dachu. Jest ich co najmniej dziesiątka i bez względu na miejsce siedzące w czy poza środkiem transportu, wszyscy płacą za przejazd tą samą kwotę ... no może wszyscy oprócz mnie. :)
Autobus, po trzech upalnych godzinach zatrzymuje się na stacji nieopodal Bukit Lawang. Jestem prawie na miejscu, ponieważ do wioski mam jeszcze kawałek. Z trudem udaje mi się wydostać z dworca obfitującego w taksówkarzy, którzy koniecznie chcą mnie podwieźć "bo przecież to za daleko by iść". Nie dojdę - twierdzą. Całe szczęście, że się uparłam, że idę na piechotę bo po 20 minutach wolnego spaceru jestem już na miejscu.
Kolejno znajduję lokum - skromny, niezbyt czysty pokój na skraju dżungli za 50.000 rupii (ok. 15 zł / 2 os. / listopad 2014). Jest moskitiera, moja magiczna ochrona przed komarami, karaluchami i pająkami. Muszę jeszcze znaleźć kogoś doświadczonego, kto mnie jutro po tej dżungli oprowadzi i to będzie już wszystko, czego mi do szczęścia potrzeba.
Rozmawiam z rzekomym prezesem stowarzyszenia przewodników w Bukit Lawang (zapewne każdy jest tam prezesem jak chce Ci coś sprzedać, więc nie podniecała bym się żadnym z prezentowanych Ci tytułów). Ma on wydrukowany cennik i chce mnie zachęcić do skorzystania z jego usług. Patrzę na broszurę i łapię się za głowę! Licencjonowani przewodnicy (o ile są w ogóle licencjonowani) życzą sobie 35€ (listopad 2014) od osoby za dzień trekkingu. Owszem, w cenie zawarty jest wstęp do parku, pozwolenie na korzystanie z aparatu fotograficznego, przewodnik oraz lunch ale cena i tak jest dla mnie jak z kosmosu. Mimo zapewnień prezesa, że taniej przewodnika nie znajdę, upieram się, że zanim się zdecyduję to wybadam jeszcze inne miejsca w wiosce.
Ku mojemu zdziwieniu wszyscy licencjonowani przewodnicy życzą sobie 35€ i nawet nie chcą się targować. Po godzinie poszukiwań jestem zrezygnowana i robię się głodna więc idę coś zjeść. W barze, w którym postanawiam coś zjeść spotykam przypadkowo (przypadkowo?!) owego prezesa. Ponownie namawia mnie na skorzystanie z jego oferty lecz ja grzecznie mówię, że to dość drogo i nie bardzo mnie na to stać. Prawda jest taka, że nawet jeśli mnie na to stać to cena 150zł jest dla mnie, zwykłego backpackera z Polski, po prostu za wysoka, a przecież nie ma nawet gwarancji, że ja te orangutany zobaczę. Gawędzimy jeszcze jakieś 15 min. i udaje mi się zbić cenę do 20€ (ok. 85zł). W dalszym ciągu jest to dużo jak za taką wycieczkę, ale jestem zadowolona, więc decyduję się na zakup.
Dobiega
późne popołudnie, ale jest nadal słonecznie. Siadam na brzegu
górskiego potoku i dumam nad urokiem tego miejsca. W 2003 zostało ono
całkowicie zniszczone przez wielką powódź, wiele osób zginęło, a jeszcze
więcej straciło domy i dorobki całego swojego życia, lecz wioska wygląda jakby nie pamiętała tych mrocznych czasów.
Dzieci bawią się w rzece szalejąc na dętkach od traktorów (tzw. tubing), mężczyźni intensywnie budują i pielęgnują swoje chatki a kobiety sprawiają, że z każdej lokalnej restauracyjki
pachnie domowym, indonezyjskim jedzeniem. Ale urokiem Bukit Lawang jest
nie tylko pobliska dżungla, górski potok czy orangutany. To co nadaje
urok temu miejscu to brak tłumów turystów, brak hoteli oraz niesamowita, relaksująca atmosfera. Mimo, że Bukit Lawang to
miejsce turystyczne ... jest tu po prostu całkiem dziko.
Już po zachodzie słońca więc wracam do mojego pokoju i zamykam się szczelnie pod moskitierą. Jutro idę na poszukiwania tych niesamowitych zwierząt i już nie mogę się doczekać!
Już po zachodzie słońca więc wracam do mojego pokoju i zamykam się szczelnie pod moskitierą. Jutro idę na poszukiwania tych niesamowitych zwierząt i już nie mogę się doczekać!
Uśmiech dziecka to jeden z najpiękniejszych widoków tego świata. Na zdjęciu: Indonezyjskie chłopaki bawiące się w rzecze Bahorok, Bukit Lawang, Północna Sumatra, Indonezja / Archiwum prywatne |
Jeśli jesteś ciekawy jak przebiegły moje poszukiwania orangutanów to zapraszam na relację z drugiego dnia pobytu w Bukit Lawang. Jak dojechać, kiedy jechać, jakiego przewodnika wybrać i co ze sobą zabrać? Jeśli potrzebujesz porad i wskazówek, zajrzyj tutaj.
Pięknie ! Ola to targowanie weszło w nawyk i całkiem sprawnie Ci to idzie !
OdpowiedzUsuńBuziaki :
Początki były cholernie ciężkie ... ale że doświadczenie robi swoje to faktycznie coraz sprawniej mi to idzie ! ;-)
Usuńto targowanie właśnie w tej części zrobiło na mnie największe wrażenie - mozna? mozna! ;) ciekawe jak będzie z tymi orangutanami!
OdpowiedzUsuńNie tyle można, co trzeba się targować - bym powiedziała ;-) Po pierwsze targowanie się jest ogromną częścią kultury, którą należy szanować a po drugie im więcej starguję tym więcej zaoszczędzę, a im więcej zaoszczędzę tym dłużej będę podróżować - prosta matematyka ;-)
UsuńŚwietny wpis! Siedząc przed komputerem i czytając można się z łatwością przenieść wyobraźnią do miejsca w którym jesteś :) Sama podróżujesz ?
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za miłe słowa. Obecnie podróżuję z moją drugą połówką, która nie chciała się na mówić na wspólnego bloga, bo twierdzi, że Internet to zło ;P
UsuńBest casinos in the world to play blackjack, slots and video
OdpowiedzUsuńhari-hari-hari-hotel-casino-online-casinos-in-us · blackjack (blackjack) 바카라 사이트 · roulette (no 바카라 Blackjack Video Poker · Video Poker · Video https://septcasino.com/review/merit-casino/ Poker goyangfc.com · worrione.com Video poker